Ucieczka Shenzi
W nocy zabrzmiał grzmot. Shenzi otworzyła oczy i wyjrzała z jaskini. Padał deszcz, błyskało się, a co chwilę okropny hałas wypełniał całą okolicę. Hience zjeżyła się sierść na karku. Nie mogła już zasnąć, więc wyszła z legowiska. Schowała się pod pobliskimi kamieniami i czekała aż burza przejdzie.
Raptem usłyszała głuche i dalekie wołania, którym wtórował grzmot, coraz cichszy i dalszy... błysnęło i Shenzi ujrzała sylwetki kilku hien. Przeraziła się. Nie mogła już pobiec po Banzaia i Eda. Deszcz powoli przestawał padać, burza przechodziła szybko. Liczyły się sekundy. Zdecydowała. Zaczęła uciekać.
Ucieczka nie zajęła jej długo. Mimo, iż grzmiało i padało nadal biegła bez wytchnienia. W końcu znalazła się na łące pełnej trawy. Położyła się na trawie. Za niedługo wszystko ustało. Shenzi podniosła głowę.
Noc była gwieździsta. Hienka rozglądała się zaciekawiona. Wszędzie migotały malutkie gwiazdki. Tylko tu czuła się bezpieczna.
- Hej! To ty?
Przestraszona odwróciła się. Myślała, że to ojciec lub matka ją wołają. Ale nie... stał tam tylko ten lewek, Taka. Shenzi niechętnie warknęła.
- To ty... synalku króla.
Lewek zmieszał się.
- Przepraszam... powinienem was uprzedzić.
Były to szczere przeprosiny. Hienka jednak nie dała się łatwo omotać.
- Nie wierzę ci...
Taka westchnął, lecz przysiadł koło Shenzi.
- Uwierz mi, nie mam żadnych przyjaciół. Wszyscy lubią mojego starszego brata, Mufasę. Ja też go lubię, ale jestem o niego zazdrosny. Każdy mi mówi, że nie umiem się bawić i wszystko psuję.
Hienka zastanowiła się. Chwilę podumała. W końcu odezwała się.
- Jeśli chcesz, mogę zostać twoją przyjaciółką...
- Och! Będzie świetnie!
Dalej już rozmowa jak najbardziej się kleiła. Opowiadali sobie różne rzeczy i inne. Aż do świtu...
- Świt... - przerwała rozmowę hienka.
Taka wystraszył się.
- M-muszę już iść... milo się gadało.
Shenzi zmierzała już powoli do domu. Miała nadzieję, że jeszcze spotka Takę. Teraz jednak ważniejszą sprawą na głowie było to, co powie rodzicom gdy wróci. Wtem na granicy zauważyła sylwetki dwóch małych hienek.
- Shenzi!
Był to Banzai. Razem z Edem rzucili się na nią i zaczęli ją przytulać.
- E-ej... o co wam chodzi?
Banzai jednak nic nie mówił i dalej wtulał się w jej futerko.
- Bardzo się martwiliśmy! Twoi rodzice też.
Hienę zatkało.
- T-to nie są na mnie źli?
- Sama ich zapytaj.
Wtem przed trio wyrosła duża hiena. Wyglądała jak dorosła Shenzi.
- Witaj młoda damo...
Hienka rozpłakała sie, uwolniona już z uścisku kolegów.
- Przepraszam...
Nagle Joma... uśmiechnęła się.
~~~
Przepraszam za długą nieobecność D:
Dlaczego Joma się uśmiechała?
Shenzi, Banzai i Edi - magiczne trio
sobota, 10 sierpnia 2013
środa, 24 lipca 2013
środa, 17 lipca 2013
5. Kłopoty
Kłopoty
Mały Taka odwrócił się. Za nim stał lew o złotym futrze i czarnej grzywie. Był to król Lwiej Ziemi - Ahadi. Małe hieny dygotały ze strachu. Przytulone do siebie, patrzyły się prosto w zielone, przepełnione nienawiścią oczy przyszłego oprawcy. Lew zaryczał głośno i przeraźliwie. Shenzi wtuliła się w Banzai'a, Eddie w Shenzi. Lwiątko zaczęło krzyczeć ze strachu, to nic jednak nie pomogło.
- Nie zbliżajcie się do mojego syna! Nie zbliżajcie już nigdy więcej!
Całej trójce łapy wrosły w ziemię. Wtedy Ahadi zaryczał znów. Hieny zaczęły uciekać przez trawę. Ich serca biły niezwykle szybko. W końcu wyszli z traw. Shenzi usiadła i zaczęła odpoczywać po ucieczce. Bozo usiadł koło niej.
- To było... straszne... i świetne! - Banzai poklepał Shenzi. - Świetny pomysł!
Shenzi lekko się uśmiechnęła.
- Prawie... dostałam... zaaawału. - zipała.
Eddie pokiwał łbem. Przy tym uślinił całkowicie siebie i resztę. Wszyscy głośno i serdecznie się roześmiali. Szczególnie mały Ed. Pierwszy przestał Banzai.
- Wiecie co? Wróćmy do domu. Ciemni się. - z niepokojem spojrzał na zachodzące słońce.
''Mama będzie się martwić'' - pomyślał.
Shenzi pokiwała głową. Zaczęli wracać. Trochę im to zeszło, dlatego gdy byli już na granicy, pojawiły się pierwsze gwiazdy. Podróż minęła prawie bez słowa. Wszystkim zależało na tym, by dojść już do domu.
Powoli trawa rzedła... nagle w blasku księżyca ukazał im się cień. Była to córka przywódczyni.
- Och, to wy. Nieźle narozrabialiście.
Hienki spojrzały po sobie. O czym ona mówi?
- Yyyy... nie rozumiem... - bąknęła Shenzi. Speszyła się, gdy tamta z grzywką zrobiła wymowną minę.
- Nie wiecie? Przed chwilą odleciał posłaniec. - przybrała niezwykle zdziwiony wyraz pyska.
Trio zamarło.
- Zuzu powiedziała o tym, że zbliżyliście się do syna króla. Dlatego dwie hieny z naszego stada zostały zabrane, jakie niewolnicy.
Shenzi zbladła. Poodbnie Eddie. Tylko Bozo zachował zimną krew.
- Nie radzę wracać do domu... - mruknęła. Uśmiechnęła się złośliwie,a potem zniknęła za stertą kości.
Gdy tylko zniknęła, Shenzi załamała się. Banzai pocieszał ją.
- Nie płacz... no nie płacz... - klepał ją po karku.
Shenzi nagle odzyskała pewność siebie. Ruszyła w stronę Lwiej Ziemi. Chłopcy spojrzeli za nią ciekawie.
- Gdzie idziesz? - zapytał Bozo.
Shenzi odwróciła się.
- Chodźcie. Musimy gdzieś przenocować...
Shenzi zaczeła iść. Długo szła razem z chłopakami przez trawę. W końcu dotarli do miejsca, gdzie chciała dotrzeć hiena.
Był to wodpospad otoczony skałami. Wszędzie było pełno roślin, latały już świetliki. Shenzi zaczeła skakać po kamieniach. Bozo i Eddie za nią. Okazało się, że sa wodospadem była jaskinia. Wszyscy ułożyli się do snu. Było im ciepło i rześko. Martwili się jedynie tym, co powiedzą rodzice. Pewnie ich tak tu nie znajdą! Nikt ich tu nie znajdzie! Nikt!
Tej nocy małym hienkom śnił się koszmar...
~~
Przepraszam, że notka taka krótka :c
Jak myślicie, o czym był koszmar hienek?
Mały Taka odwrócił się. Za nim stał lew o złotym futrze i czarnej grzywie. Był to król Lwiej Ziemi - Ahadi. Małe hieny dygotały ze strachu. Przytulone do siebie, patrzyły się prosto w zielone, przepełnione nienawiścią oczy przyszłego oprawcy. Lew zaryczał głośno i przeraźliwie. Shenzi wtuliła się w Banzai'a, Eddie w Shenzi. Lwiątko zaczęło krzyczeć ze strachu, to nic jednak nie pomogło.
- Nie zbliżajcie się do mojego syna! Nie zbliżajcie już nigdy więcej!
Całej trójce łapy wrosły w ziemię. Wtedy Ahadi zaryczał znów. Hieny zaczęły uciekać przez trawę. Ich serca biły niezwykle szybko. W końcu wyszli z traw. Shenzi usiadła i zaczęła odpoczywać po ucieczce. Bozo usiadł koło niej.
- To było... straszne... i świetne! - Banzai poklepał Shenzi. - Świetny pomysł!
Shenzi lekko się uśmiechnęła.
- Prawie... dostałam... zaaawału. - zipała.
Eddie pokiwał łbem. Przy tym uślinił całkowicie siebie i resztę. Wszyscy głośno i serdecznie się roześmiali. Szczególnie mały Ed. Pierwszy przestał Banzai.
- Wiecie co? Wróćmy do domu. Ciemni się. - z niepokojem spojrzał na zachodzące słońce.
''Mama będzie się martwić'' - pomyślał.
Shenzi pokiwała głową. Zaczęli wracać. Trochę im to zeszło, dlatego gdy byli już na granicy, pojawiły się pierwsze gwiazdy. Podróż minęła prawie bez słowa. Wszystkim zależało na tym, by dojść już do domu.
Powoli trawa rzedła... nagle w blasku księżyca ukazał im się cień. Była to córka przywódczyni.
- Och, to wy. Nieźle narozrabialiście.
Hienki spojrzały po sobie. O czym ona mówi?
- Yyyy... nie rozumiem... - bąknęła Shenzi. Speszyła się, gdy tamta z grzywką zrobiła wymowną minę.
Trio zamarło.
- Zuzu powiedziała o tym, że zbliżyliście się do syna króla. Dlatego dwie hieny z naszego stada zostały zabrane, jakie niewolnicy.
Shenzi zbladła. Poodbnie Eddie. Tylko Bozo zachował zimną krew.
- Nie radzę wracać do domu... - mruknęła. Uśmiechnęła się złośliwie,a potem zniknęła za stertą kości.
Gdy tylko zniknęła, Shenzi załamała się. Banzai pocieszał ją.
- Nie płacz... no nie płacz... - klepał ją po karku.
Shenzi nagle odzyskała pewność siebie. Ruszyła w stronę Lwiej Ziemi. Chłopcy spojrzeli za nią ciekawie.
- Gdzie idziesz? - zapytał Bozo.
Shenzi odwróciła się.
- Chodźcie. Musimy gdzieś przenocować...
Shenzi zaczeła iść. Długo szła razem z chłopakami przez trawę. W końcu dotarli do miejsca, gdzie chciała dotrzeć hiena.
Był to wodpospad otoczony skałami. Wszędzie było pełno roślin, latały już świetliki. Shenzi zaczeła skakać po kamieniach. Bozo i Eddie za nią. Okazało się, że sa wodospadem była jaskinia. Wszyscy ułożyli się do snu. Było im ciepło i rześko. Martwili się jedynie tym, co powiedzą rodzice. Pewnie ich tak tu nie znajdą! Nikt ich tu nie znajdzie! Nikt!
Tej nocy małym hienkom śnił się koszmar...
~~
Przepraszam, że notka taka krótka :c
Jak myślicie, o czym był koszmar hienek?
sobota, 13 lipca 2013
4. Lwiątko
Lwiątko
Shenzi i Banzai byli juz pod domem Eda. Cała trójka siedziała w miejscu i czekała aż dorosłe hieny pójdą na polowanie. Banzai rysował cos pazurem w piachu. Shenzi czekała cierpliwie, podobnie jak Eddie. W końcu Bozo burknął coś cicho.- Uch, ile jeszcze...?
Eddie pokiwał głową, też trochę znudzony. Shenzi spojrzała na nich z smutno.
- Co wy? Nie macie zamiaru przeżyć przygody życia? - powiedziała hiena z wyrzutem.
- Jaka tam przygoda życia? Co można tu robić, powiedz.
Ed potrząsnął łbem. Shenzi zawarczała.
- Kapuściane łby! A kto wspominał, że to ma się odbyć tutaj?!
Hieny poderwały się.
Shenzi wstała i zaczęła iść w stronę północnej granicy.
- No na co czekacie? Idziecie?
Banzai chwilę jeszcze siedział, potem ruszył za hieną. Eddie zachichotał i w podskokach ruszył przy boku przewodniczki. Bozo przewrócił oczami.
Długo zajęło im przejście cmentarzyska. Przewodniczka ominęła tereny łowne i ruszyła bez odpoczynku w stronę Wodopoju. Banzai ledwo za nią nadążał. Pewnie dlatego, że szedł za nią w tyle. Obok Shenzi kroczył Ed, stale uśmiechnięty i zadowolony. Shenzi odwzajemniała jego uśmiechy. Banzai wiele razy próbował podbiec to hien, ale za każdym razem zabrakło mu odwagi. Pozostało więc tak, jak jest.
W pewnym momencie Shenzi zaczęła biec. Banzai musiał przyśpieszyć kroku. Biegł szybko i nie rozglądał się. Starał się nie stracić między trawą widoku dwóch hien. Rozpędził się niesamowicie, nawet gdyby chciał, nie mógłby się tak łatwo zatrzymać.
W pewnym momencie zaczął się zbliżać do Shenzi i Eda. Zadowolony, myślał że dogoni ich zaraz. Niestety, oni stali. Pech chciał żeby trafił w Shenzi, która prawie uderzyła w kamień. Obróciła się i warknęła na Bozo.
- Ej! Patrz, gdzie leziesz! - wrzasnęła przybliżając swój psyk do pyska Banzaia.
Zmieszał się. W jego oczach zaświeciły jakby gwiazdki. Hiena chwilę jeszcze robiła złą mine. Potem westchnęła.
- No dobra... nie smuć się już.
Banzai lekko się rozchmurzył. Potem wstał i zaczął podziwiać widok.
- Wow...
Daleko jasniał zarys Lwiej Skały. Wszędzie było pełno zieleni i rośliń. Niebo niesamowicie niebieskie, czyste. Nigdzie śladu po kościach lub pyle. Banzai nigdy nie widział tak pięknego widoku. Naokoło pełno zwierząt... inaczej niż na szarym i monotonnym Cmentarzysku Słoni. Aż oczy mu pojaśniały. Eddie i Shenzi również przyglądali się temu widokowi.
- Jak tu... pięknie... - szepnął Bozo.
Hieny schowały się za małym kamieniem. Bozo zaczął zawracać, napatrzył się już. Jeszcze ich lwy dopadną.
- Ej, a ty dokąd? - Shenzi spojrzała na odchodzącego.
Banzai odwrócił się.
- A gdzieś mamy jeszcze iść?
- Co ty! Przed nami wycieczka na Lwią Skałę!
Zbladł i dotknął łapą głowy Shenzi.
- Gorączki raczej nie masz...
Hiena uchyliła się i odskoczyła. Głośno warknęła.
- Wal się!
Eddie wrzasnąl głośno. Nie chciał, żeby jego przyjaciele się kłócili. Hieny spojrzały na Eda a potem po sobie. Oboje bąkneli krótkie ''Sorry''. Ed uśmiechnąl się. Banzai westchnął i spojrzał na Shenzi. Jego oczy wyglądały pytająco.
- Na prawdę chcesz tam iść?
- No jasne! Przecież Ed chce iść.
Eddie pokiwał łbem i klasnął w łapy. Wskazał pyskiem na Lwią Skałę.
- Nie pękaj, co ci się może stać? Jesteś ze mną. - Shenzi uśmiechnęła się.
Bozo zrobił obojętną minę. Ruszył za Shenzi przedzierającą się przez trawę. Koło niego sunął Ed. Banzai poklepał hienkę po głowie. Spojrzał na jego uszy. Westchnął i uśmiechnął się.
Już byli na krańcu trawy. Wyszli z niej i wpadli na... lwa!
- Wiejemy!
- Zgadzam się! - krzyknęła w popłochu Shenzi.
Cała trójka zaczęła zwiewać, aż się kurzyło. Eddie cicho piszczał. Pobiegli już trochę, gdy usłyszeli żałosny krzyk.
- Nie zostawiajcie mnie!
Wołał tak głośno i smutno, że małym hienom zrobiło się wstyd. Shenzi i Banzai spojrzeli po sobie. Potem na Eda. W końcu zawrócili i stanęli przed lewkiem.
- Hej. Co tu robicie? - zapytał lekko się uśmiechając lew.
Banzai sztrchnął Shenzi, by mówiła.
- J-jesteśmy na wycieczce... - powiedziała nieśmiało.
Lwioziemiec chwilę się zastanowił.
- Jestem Taka. A wy?
Shenzi znów przemówiła pierwsza.
- Ja jestem Shenzi.
- Ja Banzai, a to Edi...
Nagle wszystkie hieny zamarły. Spadł na nie tajemniczy, ogormny cień.
- Hej, o co chodzi? Mam coś na twarzy?
To jednak nie było to...
~~
Jak myślicie, co zobaczyły hienki?
piątek, 12 lipca 2013
3. Przyjaciele
Przyjaciele
Shenzi i Edi szli poprzez kości słoni. Hienka opowiadała coś Edowi, ten starał się słuchać uważnie. Wtem odwróciła się. Za nimi szedł samotnie jakiś cień. Shenzi zignorowała go i zaczęła iść dalej. Eddie za nią. Za kilka minut znów się odwróciła. Teraz cień zamienił się w zarys hieny. Był coraz bliżej. Hienka nagle naskoczyła na tajemniczego natręta.- Ty! Czego nas śledzisz?!
Był to samczyk, wyglądał normalnie i nie przypominał wysłannika tej flądry.
- J-ja? Ja was n-nie śledzę. Po prostu idę w tym samym kierunku... - zmieszał się.
Shenzi uśmiechnęła się chytrze.
- Tak? To ja i Ed nie idziemy już w tym samym kierunku.
Tajemniczy gość westchnął i spojrzał na nich błagalnie.
- Ech, no dobrze... śledziłem was. Te dziewczyny też się do mnie doczepiają... widziałem co zrobiłaś i myślałem, że mogę z wami zostać. Oczywiście, jeśli chcecie!
Shenzi zamyśliła się. Spojrzała na Eda. Po jego minie nie można było zbyt wiele wywnioskować. Uśmiechnęła się.
- Dobra! Zawsze powtarzam, że trójka to najlepsza liczba dla zespołu!
Nowy roześmiał się.
- Jestem pewien, że to ty kiedyś będziesz kopać ich śmierdzące tyłki!
Shenzi zarumieniła się dziewczęco, ale zaraz potem zapytała:
- Nie powiedziałeś nam, jak się nazywasz.
- Jestem Banzai.
- Shenzi, a to Ed.
Banzai przyjrzał się Edowi i nagle krzyknął.
- Mam! Przeciez ja cię znam!
Eddie zrobił głupią minę, a zaraz potem uśmiechnięty potrząsnął łbem. Kiedyś na krańcu sawanny Banzai założył się z kolegą, Marley'em, że podejdzie do Eda. Podszedł i ugryzł go lekko w ucho.
- To były czasy... nie było wtedy tych dziewczyn - mruknął Banzai.
Shenzi tupnęła łapą.
- No więc, co robimy?
Banzai pokręcił głową na znak, że nie wie. Shenzi w nadziei spojrzała na Eda. Uśmiechnął się i zaczął iść w odwrotnym kierunku.
- On chyba chce nas gdzieś zaprowadzić...
Eddie dumnie szedł przodem, nieco za nim rozmawiali Shenzi i Banzai. Właściwie trudno było im nawiązać ze sobą kontakt. Mieli sobie tyle do powiedzenia, a właściwie gadali o niczym. Co chwilę odwracali od siebie głowy i patrzyli gdzie indziej. Raz, kiedy ich oczy się spotkały to natychmiastowo ucięli rozmowę.
Niedługo potem zawitali pod domem Eda. Powitała ich jego matka. Była ładną hieną, zadbaną i życzliwie powitała dzieci.
- Widzę, że Eddie znalazł sobie przyjaciół. Wejdźcie i rozgośćcie się!
Mama Eda była nadzwyczaj miłą. Pozwoliła całej trójce bawić się do późna. Dopiero kiedy zaczęło być ciemno puściła Banzai'a i Shenzi do domu.
- No to do jutra Ed! U ciebie! - pomachała mu Shenzi. Ona i Banzai ruszyli przed siebie.
Szli w milczeniu. Noc była piękna, księzycowa i gwieździsta. Banzai nagle położył się i spojrzał w gwiazdy.
Shenzi obejrzała się.
- Hej? Nie idziesz?
Banzai popatrzył na nią, a potem znów w górę.
- Jeśli chcesz, idź. Mam niedaleko.
Shenzi stała chwilę, ale jednak położyła się koło Banzai'a i spojrzała w górę.
- Banzai?
Odwrócił do niej łeb.
- Jesteś dziwny... po co patrzysz w gwiazdy?
Banzai zaczął się jej uważnie przyglądać, zmieszała się.
- Kiedyś przecież wszyscy tam będziemy... nie tylko królowie. Mamy takie same prawa. Tam w górze, są nasi przodkowie, patrzą na nas...
Banzai objął łapą Shenzi, a drugą zaczął jej pokazywać gwiazdy i księżyc.
- Gwiazdy...
Shenzi nic nie słyszała oprócz szumu w głowie. W końcu podniosła się.
- Na razie Bozo... pamiętasz, u Eda!
Banzai w milczeniu pokiwał łbem. Stał w miejscu dopóki Shenzi nie zniknęła za skałą. Westchnął i powlókł się do domu.
Tymczasem Mama Eda wylizywała mu uszy. Zmartwiona obejmowała swoje dziecko.
- Ach, nieznośne, małe hieny. Jak one mogły ci coś takiego zrobić? I to jeszcze córka tej najwyższej...
Eddie nie słuchał, z jego czu lały się malutkie łezki. Czy naprawdę jest aż tak dziwny? Miał tylko nadzieję, że Banzai i Shenzi nie będą fałszywi. Miał dosyć bólu niesionego przez niemiłych rówieśników. Ciągle zastanawiał się, dlaczego los go tak pokarał. Co zrobił źle?
~~
Będę wam zadawać pytania na koniec każdej notki >:3
Jak myślicie, czemu Bazai'emu jest tak ciężko?
czwartek, 11 lipca 2013
2. Trzy małe hienki
Trzy małe hienki
Na Cmentarzysku Słoni nie żyło się hienom najlepiej. Zwierzęta z biegiem czasu dowiedziały się, gdzie mieszkają hieny i odchodziły coraz dalej od pólnocnej granicy. Niektórzy łowcy ze stada hien, musieli chodzić aż w środek Lwiej Krainy. Coraz częściej hieny nie wracały z łowów...Skupimy swoją historię na trzech rodzinach. Te rodziny nie były wcale jednymi z tych ważniejszych. Zwykłe, ''szare'' hieny. Zacznijmy od tego, że Joma i Hafl zostali parą. Mniejwięcej wtedy, kiedy synowie króla byli już sporo podrośnięci urodziła im się mała córeczka. Była bliźniaczo podobna do matki, miała ładną, czarną grzywkę oraz piękne oczy. Joma, która zawsze lubiła długie imiona nazwała córkę Shenzi Maria Hiena. Ale częściej mówiono na nią Shenzi. Mała była spokojna w dzieciństwie, grzeczna i ciekawa świata. Ale kiedy podrosła zaczęło jej imponować chłopięce zachowanie. Jomę i Hafla nie martwiło, jak się będzie zachowywać. Ważne, żeby była zdrowa i nie została pojmana przez lwy.
Teraz zwróćmy uwagę na inną rodzinę. Drugiej parze hien urodził się synek. Rodzice dali mu normalne imię - Banzai. Nie lubili długich imion. Podobnie jak Shenzi, mały Banzai najpierw był spokojny i ciekawski. Dopiero potem zaczął chodzić własnymi ścieżkami i zachowywać się impulsywnie, nerwowo... jego rodziców martwiło, co z niego wyrośnie. Bali się, że zostanie gburem i nie znajdzie dziewczyny. Wbrew pozorom Banzai w środku serca był bardzo wrażliwy i czuły. Nie chciał jednak tego po sobie okazać. Mały miał świetny kontakt z matką i ojcem. Nie wyobrażał sobie, jakby mógł żyć bez nich obojga. Byli dla niego bardzo ważni.
Trzeci obraz na trzecią rodzinę. Ostatniej parze hien urodził się też malutki synek. Ta rodzina była najbardziej nieszczęśliwa. Rodzice dwóch rodzin zeswatali ze sobą dwie hieny. Para ta wcale się nie kochała. Ze względu jednak na rodziców postanowili być razem. Z ich synkiem było jednak coś dziwnego... podczas tego długiego czasu nic a nic nie nauczył się mówić. Rozumiał co się do niego mówiło, ale nie potrafił nic odpowiedzieć. Z biegiem czasu nauczył się podstawowych słów (mama, tata...), ale niestety trudniejszych wyrazów matka go nie uczyła. Mama nazwała go Ed. Bez pomocy ojca. Nie dość, że mały nie miał się z kim bawić, był osamotniony, dokuczano mu, to jeszcze w domu miał problemy z ojcem. Ku wściekłości matki ojciec nigdy nie powiedział mu nic dobrego, nie przytulił a nawet nie powiedział, że kocha. Traktował małego Eda jak niepotrzebną zabawkę. W głębi serca nienawidził niepełnosprawnych hien. Na szczęście Eddie miał kochającą go matkę. Mimo, że miał dobre chęci, nikt nie chciał go poznać.
Te trzy małe hienki były różne, miały różne rodziny i nigdy się nie spotkały. Każde z nich mieszkało w osobnym miejscu Cmentarzyska Słoni. Ta trójka miała jednak wspólny problem...
Jak już wiecie, żadne z nich nie było wazniejszą rodziną. Jednak trochę wczesniej od naszych trzech hienek urodziła się córka przywódczyni. Charakteryzowała się grzywą koloru brązowego z blond końcówkami. Wiedząc, że jest na wysokiej pozycji dokuczała wszystkim mniej ważnym hienom. Wszystkie dziewczyny ze stada, które nie chciały by im dokuczała dołączały do jej paczki. Z biegiem czasu były takie jak ona.
Pewnego dnia, zwykłego, szarego dnia matka Eda w końcu wypchnęła go z nory. Była zajęta i poprosiła go o to, żeby gdzieś pospacerował. Eddie posłuchał matki i natychmiast skierował swoje kroki do największej czaszki słonia. Wciąż wierzył, że ktoś go polubi i zostanie jego przyjacielem. W połowie drogi usłyszał za sobą tłumione chichoty. Odwrócił się i ujrzał tą okropną hienę, córkę przywódczyni. Pomyślał, że lepiej będzie jak już się nie będzie odwracał. Uszedł kawałek kiedy usłyszał, że ktoś go wola. Odwrócił się i ujrzał znów te okropne dziewczyny.
- Ty jesteś Ed, tak?
Zmieszany Eddie pokiwał łbem.
- Brać go! - wrzasnęła hiena. Wszystkie jej dziewczyny rzuciły się na małego. Nie miał gdzie uciec. Wtem usłyszał głośny krzyk ''STOP!''.
Była to młoda hiena o czarnej grzywce, mniej więcej w jego wieku. Stała zadziornie na małej skałce. Córeczka przywódczyni odwróciła się.
- Ach, to ty Shenzi. Czego chcesz?
Shenzi zeskoczyła ze skałki i podbiegła ku hienie.
- To, że twoja matka przewodzi stadu, nie znaczy, że możesz się nad wszystkimi znęcać!
Starsza hiena zaśmiała się kpiąco.
- A co, chcesz ze mną walczyć?
Shenzi przyjęła pozycję atakującą i wyszczerzyła kły.
- Chcesz się przekonać?
Brązowogrzywa chwilę się jeszcze śmiała, a potem westchnęła i zaczęła odchodzić.
- Chodźcie dziewczyny, Shenzi znowu psuje całą zabawę...
Hiena cierpliwie czekała, aż dręczycielki odeszły. Gdy zniknęły za horyzontem zwróciła swój pyszczek ku Edowi.
- Idiotki, nigdy nikomu nie odpuszczają.
Spojrzała na Eda uważniej. Skulony leżał na ziemi, całe ucho miał rozszarpane. W kącikach oczu małe łezki.
- Ty jesteś Ed? Słyszałam o tobie kiedyś. Kurczę, rozszarpały ci nawet ucho.
Eddie pokiwał głową. Westchnął cicho. Jedna łezka poleciała mu po pyszczku.
- Wiesz co, lepiej będzie jak zostaniesz ze mną. Nie lubi się do mnie zbliżać... - powiedziała Shenzi.
Eddie polizał ją po polczku, z zadowolonym wyrazem pyska.
- To chyba było dziękuję...
Roześmiała się i zaczęli odchodzić. Ale ktoś ich śledził...
środa, 10 lipca 2013
1. Wprowadzenie
Wprowadzenie
Kiedyś, dawno, dawno temu hieny mieszkały na Lwiej Ziemi. Dlaczego? Dlatego, że nie były złe. Hieny nigdy nie były złe, a to że zostały wygnane było tylko planem uknutym przez Ahadiego. Podstępnie uknutym planem. Ale zacznijmy od początku.Lwia Ziemia była pięknym miejscem. Porośnięta zieloną trawą i pełna różnego rodzaju łownej zwierzyny. Do pewnego czasu najważniejszymi łowcami w krainie były hieny. Istniała zasada: oba strada muszą mieć po tyle samo jedzenia. Ale nadszedł trudny czas. Nowy król, Ahadi zmienił zasadę. Od tego dnia hieny powinny dostawać o połowę mniej zwierzyny, która dostanie się wtedy lwom. Podniósł się bunt, ale król był nieugięty. Uru, jego małżonka próbowała go przekonać, ale to na nic. W odpowiedzi zaatakował ją, a ślepa Uru nadal go kochała. Minęło trochę czasu. Wkrótce miały urodzić się królewskie dzieci. Hienom zaś dalej odbierano jedzenie. Więkoszość z nich wyniosła się poza Lwią Ziemię, ale najsilniejsze twardo broniły swojej pozycji w krainie. Mimo niepowodzeń związanych z ukrywaniem jedzenia, poniżaniem i częstymi atakami, nie straciły swej dumy. Z biegiem czasu każdy zapomniał jak to hieny zostały podstępnie ograbione.
Kilka tygodni potem przyszły na świat wyczekane dzieci króla i królowej. Były to dwa lewki - Taka i Mufasa. Król Ahadi długo myślał, jak zapewnić swoim synom dostatek i pełno jedzenia. Znów wpadł na ''genialny'' pomysł.
***
- Hej Joma! Słyszałaś, że wszystkie hieny mają iść na Lwią Skałę?
- Tak. Podobno wszystkie, co do jednego.
Hafl pokiwał łbem w milczeniu, ruszyli za przywódczynią, największą hieną w stadzie. Wszyscy zgodnie podążali na Lwią Skałę. Już w oddali ujrzeli króla Ahadiego. Hieny zatrzymały się u podnóża,
- Jaśnie Pan... wzywał.
Ahadi zaśmiał się szyderczo.
- Tak, tak... teraz nastał czas pożegnania.
Rozległy się oburzone szepty, pytania i szydercze chichoty. Lew uśmiechnęł się złośliwie.
- Nie słyszeliście? Zabierajcie swoje śmierdzące tyłki z naszej krainy! Dalej, na północną granicę!
Urażona Joma krzyknęła głośno:
- Co?! Przecież północna granica toCmentarzysko Słoni! Nie wytrwamy tam ani dnia!
Hafl dyskretnie szturchnął ją. Po chwili jakaś młoda i niedoświadczona hiena zapytała się matki ''Dlaczego?''. Wszystko jednak doszło do uszu króla.
- Dlaczego? Moi synowie się urodzili, a wasze stado odbiera nam jedzenie i tereny łowne.
Ahadi zrobił żałosną minę. Pogodzone z losem hieny ruszały już ku północnej granicy. Joma warknęła coś pod nosem.
- To raczej ty nam to robisz... policzymy sie jeszcze...
Ale nikt już nie słuchał tego, co mówila hiena. Wszyscy chcieli znaleźć jak najszybciej dobre nory.
Hienom nie żyło się dobrze na Cmentarzysku. Nor było pełno, każda rodzina mieszkała osobno. Po jedzenie i wodę trzeba była zakradać się nocą, kiedy lwy śpią. A i tak często jakiś stał na straży i mieszkańcy Cmentarzyska musieli uciekać w popłochu. Najwięcej mięsa dostawała oczywiście przywódczyni stada. Razem ze swoją malutką córeczką. Niedługo jednak wszystko miało się zmienić...
Subskrybuj:
Posty (Atom)