czwartek, 11 lipca 2013

2. Trzy małe hienki

Trzy małe hienki

  Na Cmentarzysku Słoni nie żyło się hienom najlepiej. Zwierzęta z biegiem czasu dowiedziały się, gdzie mieszkają hieny i odchodziły coraz dalej od pólnocnej granicy. Niektórzy łowcy ze stada hien, musieli chodzić aż w środek Lwiej Krainy. Coraz częściej hieny nie wracały z łowów...
  Skupimy swoją historię na trzech rodzinach. Te rodziny nie były wcale jednymi z tych ważniejszych. Zwykłe, ''szare'' hieny. Zacznijmy od tego, że Joma i Hafl zostali parą. Mniejwięcej wtedy, kiedy synowie króla byli już sporo podrośnięci urodziła im się mała córeczka. Była bliźniaczo podobna do matki, miała ładną, czarną grzywkę oraz piękne oczy. Joma, która zawsze lubiła długie imiona nazwała córkę Shenzi Maria Hiena. Ale częściej mówiono na nią Shenzi. Mała była spokojna w dzieciństwie, grzeczna i ciekawa świata. Ale kiedy podrosła zaczęło jej imponować chłopięce zachowanie. Jomę i Hafla nie martwiło, jak się będzie zachowywać. Ważne, żeby była zdrowa i nie została pojmana przez lwy.
Teraz zwróćmy uwagę na inną rodzinę. Drugiej parze hien urodził się synek. Rodzice dali mu normalne imię - Banzai. Nie lubili długich imion. Podobnie jak Shenzi, mały Banzai najpierw był spokojny i ciekawski. Dopiero potem zaczął chodzić własnymi ścieżkami i zachowywać się impulsywnie, nerwowo... jego rodziców martwiło, co z niego wyrośnie. Bali się, że zostanie gburem i nie znajdzie dziewczyny. Wbrew pozorom Banzai w środku serca był bardzo wrażliwy i czuły. Nie chciał jednak tego po sobie okazać. Mały miał świetny kontakt z matką i ojcem. Nie wyobrażał sobie, jakby mógł żyć bez nich obojga. Byli dla niego bardzo ważni.

Trzeci obraz na trzecią rodzinę. Ostatniej parze hien urodził się też malutki synek. Ta rodzina była najbardziej nieszczęśliwa. Rodzice dwóch rodzin zeswatali ze sobą dwie hieny. Para ta wcale się nie kochała. Ze względu jednak na rodziców postanowili być razem. Z ich synkiem było jednak coś dziwnego... podczas tego długiego czasu nic a nic nie nauczył się mówić. Rozumiał co się do niego mówiło, ale nie potrafił nic odpowiedzieć. Z biegiem czasu nauczył się podstawowych słów (mama, tata...), ale niestety trudniejszych wyrazów matka go nie uczyła. Mama nazwała go Ed. Bez pomocy ojca. Nie dość, że mały nie miał się z kim bawić, był osamotniony, dokuczano mu, to jeszcze w domu miał problemy z ojcem. Ku wściekłości matki ojciec nigdy nie powiedział mu nic dobrego, nie przytulił a nawet nie powiedział, że kocha. Traktował małego Eda jak niepotrzebną zabawkę. W głębi serca nienawidził niepełnosprawnych hien. Na szczęście Eddie miał kochającą go matkę. Mimo, że miał dobre chęci, nikt nie chciał go poznać.

Te trzy małe hienki były różne, miały różne rodziny i nigdy się nie spotkały. Każde z nich mieszkało w osobnym miejscu Cmentarzyska Słoni. Ta trójka miała jednak wspólny problem...
  Jak już wiecie, żadne z nich nie było wazniejszą rodziną. Jednak trochę wczesniej od naszych trzech hienek urodziła się córka przywódczyni. Charakteryzowała się grzywą koloru brązowego z blond końcówkami. Wiedząc, że jest na wysokiej pozycji dokuczała wszystkim mniej ważnym hienom. Wszystkie dziewczyny ze stada, które nie chciały by im dokuczała dołączały do jej paczki. Z biegiem czasu były takie jak ona.

Pewnego dnia, zwykłego, szarego dnia matka Eda w końcu wypchnęła go z nory. Była zajęta i poprosiła go o to, żeby gdzieś pospacerował. Eddie posłuchał matki i natychmiast skierował swoje kroki do największej czaszki słonia. Wciąż wierzył, że ktoś go polubi i zostanie jego przyjacielem. W połowie drogi usłyszał za sobą tłumione chichoty. Odwrócił się i ujrzał tą okropną hienę, córkę przywódczyni. Pomyślał, że lepiej będzie jak już się nie będzie odwracał.  Uszedł kawałek kiedy usłyszał, że ktoś go wola. Odwrócił się i ujrzał znów te okropne dziewczyny.
- Ty jesteś Ed, tak?
Zmieszany Eddie pokiwał łbem.
- Brać go! - wrzasnęła hiena. Wszystkie jej dziewczyny rzuciły się na małego. Nie miał gdzie uciec. Wtem usłyszał głośny krzyk ''STOP!''.
Była to młoda hiena o czarnej grzywce, mniej więcej w jego wieku. Stała zadziornie na małej skałce. Córeczka przywódczyni odwróciła się.
- Ach, to ty Shenzi. Czego chcesz?
Shenzi zeskoczyła ze skałki i podbiegła ku hienie.
- To, że twoja matka przewodzi stadu, nie znaczy, że możesz się nad wszystkimi znęcać!
Starsza hiena zaśmiała się kpiąco.
- A co, chcesz ze mną walczyć?
Shenzi przyjęła pozycję atakującą i wyszczerzyła kły.
- Chcesz się przekonać?
Brązowogrzywa chwilę się jeszcze śmiała, a potem westchnęła i zaczęła odchodzić.
- Chodźcie dziewczyny, Shenzi znowu psuje całą zabawę...
Hiena cierpliwie czekała, aż dręczycielki odeszły. Gdy zniknęły za horyzontem zwróciła swój pyszczek ku Edowi.
- Idiotki, nigdy nikomu nie odpuszczają.
Spojrzała na Eda uważniej. Skulony leżał na ziemi, całe ucho miał rozszarpane. W kącikach oczu małe łezki.
- Ty jesteś Ed? Słyszałam o tobie kiedyś. Kurczę, rozszarpały ci nawet ucho.
Eddie pokiwał głową. Westchnął cicho. Jedna łezka poleciała mu po pyszczku.
- Wiesz co, lepiej będzie jak zostaniesz ze mną. Nie lubi się do mnie zbliżać... - powiedziała Shenzi.
Eddie polizał ją po polczku, z zadowolonym wyrazem pyska.
- To chyba było dziękuję...
Roześmiała się i zaczęli odchodzić. Ale ktoś ich śledził...

4 komentarze:

  1. Świetnie :D

    Ciekawe kto ich śledzi...
    pewnie Banzai lub ta wredna paczka :I

    Dobrze, że Shenzi spotkała Ed'a i zdążyła odstraszyć córkę przywódczyni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. c:
      Zobaczymy, zobaczymy ;)
      Inaczej pewnie by go nie było ;c

      Usuń
  2. Fajne :D
    Cieszę się ,że Shenzi uratowała Ed'a, pewnie jak by tego nie zrobiła to tamte hieny zrobiły by mu coś gorszego.

    Czekam na następną notkę ^^

    OdpowiedzUsuń